CHOCIM 1673
Zarys stosunków polsko-tureckich do połowy XVIIw.: Utrzymanie poprawnych stosunków z Turcją było jedną z podstawowych zasad jaką w swojej polityce zagranicznej starało się kierować Królestwo Polskie, czy później Rzeczpospolita Obojga Narodów. Mieliśmy pod tym względem bardzo chlubne tradycje. Na początku XVw. na dworach europejskich Polskę uważano nawet za przyjaciela Turcji, a po tureckiej stronie pojawiały się plany sojuszy z Polską (nigdy jednak nie urzeczywistnione). Nie mieliśmy jeszcze wspólnej granicy, nasze interesy w wielu punktach pokrywały się, a ożywione kontakty handlowe sprzyjały dobrym stosunkom. Powolne zmiany zaczęły zachodzić od końca XVw. z chwilą przejęcia przez Turcję kontroli nad Chanatem Krymskim i nad wybrzeżem Morza Czarnego (z miastami Kilią i Białogrodem). Mołdawia - w którą najbardziej uderzało opanowanie tych miast - była odtąd stałym obszarem ścierania się interesów polsko-tureckich, a łupieżcze najazdy Tatarów (wraz z Turecką ekspansją w Europie) stwarzało w Polsce stałe poczucie zagrożenia. Nie przeszkodziło to jednak w utrzymaniu generalnie poprawnych stosunków między oboma krajami. Turcja zajęta wzmacnianiem swojej potęgi i ekspansją w Azji i w Europie, miała dosyć własnych wrogów, aby nie szukać jeszcze jednego; Polska z kolei wykazywała się bardzo zdrowym podejściem i nie dała wplatać się w "święte wojny" z Turcją. Zdawano sobie sprawę, że wojna taka oznacza ściągnięcie na Polskę nawały tureckiej przy całkowitej bierności innych państw Europy. Najwięcej korzyści mogło to przynieść Habsburgom, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w rywalizację z Turcją o Węgry. Ostatni Jagiellonowie potrafili zadbać o dobre stosunki. Zawierano przyjazne traktaty (1533, 1553), które postanawiały, że układający się monarchowie będą przyjaciółmi swych przyjaciół i wrogami swych wrogów. Były to jak na owe czasy niespotykane wydarzenia. Tak wyraźne postawienie interesu kraju nad podziały religijne nie zdarzało się jeszcze w Europie. Okres po Unii Lubelskiej i początek rządów królów elekcyjnych, nie przyniósł zasadniczych zmian. Nawet Stefan Batory, żywo zainteresowany oswobodzeniem swoich ojczystych Węgier spod tureckich rządów, jako niezbędny warunek walki z Turkami uważał stworzenie wielkiej ligi głównych mocarstw europejskich i rzeczywisty ich udział w wojnie. Jego następca - Zygmunt III Waza - wprowadził Rzeczpospolitą w XVII w. także z nienajgorszymi stosunkami z tym potężnym sąsiadem. Początek tego wieku przyniósł nawet współpracę przy tłumieniu wielkich ambicji Michała Walecznego chcącego zjednoczyć Siedmiogród, Wołoszczyznę i Mołdawię w jedno państwo. Polska nadal dbająca o swoje znaczenie w tym rejonie, nie mogła pozwolić na wyrugowanie swoich stamtąd wpływów. Turcja respektując taką postawę, sama także nie zamierzała dopuścić do utworzenia nowego, skierowanego przeciw niej państwa. Późniejsze stosunki jednak zaostrzały się coraz bardziej. Z jednej strony prohabsburska polityka Zygmunta III, z drugiej wzajemne niszczące najazdy Tatarów na Polskę, a Kozaków na Turcję powodowały pogorszenie wzajemnych relacji. Doprowadziło to ostatecznie (w obliczu spodziewanego najazdu tureckiego) do prewencyjnej wyprawy mołdawskiej Żółkiewskiego (zakończonej porażką pod Cecorą) i w następnym (1621) roku potężnym najazdem tureckim na Polskę. Bitwa do której doszło pod Chocimiem w 1621r. była bodaj czy nie największą bitwą jaka do tej pory rozegrała się w Europie. Zaangażowane w niej było łącznie ok. 170 tys. żołnierzy (nie licząc czeladzi obozowej). Około 55tys. wojsk polsko-kozackich przez półtora miesiąca broniło warownego obozu. Po tym czasie wojska tureckie wycofały się a zawarte traktaty potwierdzały istniejące status quo. Ta chyba najbardziej bezsensowna wojna (mająca w dużej mierze zaspokoić ambicję zaledwie kilkunastoletniego sułtana Osmana II) była jakby "wyskokiem" na do tej pory całkiem znośnych stosunkach polsko-tureckich. Późniejsze także nienajgorsze relacje między tymi krajami opierały się na ostrożnej nieufności. Próba wykorzystania przez Turcję sytuacji po śmierci Zygmunta III oficjalnie była prywatną inicjatywą jednego z urzędników tureckich (dzięki zbrojnemu pogotowiu Rzeczpospolitej rozeszła się "po kościach"), a plany Władysława IV wielkiej rozprawy z Imperium Tureckim jakie snuł pod koniec lat 40-tych spotkały się z nieprzepartym oporem polskiego społeczeństwa i ostatecznie spaliły na panewce. Można więc powiedzieć, że do połowy XVIIw. stosunki polsko-tureckie nie były złe. Dopóki agresja turecka skierowana była przeciwko innym państwom europejskim, Polska potrafiła utrzymywać przynajmniej neutralne stosunki z Turcją. Warte to jest podkreślenia, gdyż przeczy to obiegowej opinii, jakoby Polska była skazana na konflikt z Turcją, że wręcz było to jej przeznaczeniem. Geneza konfliktu: Niestety bieg zdarzeń doprowadził do ciągu wojen, które toczyły się przez przeszło 30 lat. Doszło do nich w wyniku splotu różnorakich wydarzeń. W wieku XVII rozpoczął się rozkład wielkiej potęgi tureckiej. W strukturze społeczno-politycznej imperium osmańskiego występować zaczęły rysy zapowiadające powolny, lecz nieunikniony upadek. Wpływały na to różne przyczyny: zacofanie panujące w stosunkach wytwórczych, utrudniające przechodzenie do wyższych form produkcji, rozkład systemu lennego, na którym opierała się potęga militarna państwa, wreszcie osłabienie najwyższej władzy państwowej. W połowie XVIIw. wszakże przywrócono na okres kilkunastu lat silny rząd w osobach trzech wielkich wezyrów z rodu Köprülü. Zdołali oni usprawnić machinę państwową i znacznie wzmocnić armię. Toteż w wojnach lat 1660-1683 z Habsburgami, z Polską, z Wenecją czy z Rosją wreszcie, wystąpi Turcja z potęgą, jakiej nie widziano już od czasów Sulejmana Wspaniałego. Zasadniczym znamieniem polityki rodu Köprülü była wojna. Wojna zaczepna i zaborcza, w której upatrywali jedyną możliwość zwiększenia potęgi państwa i najlepszy środek przeciwko wszelkim niedomaganiom wewnętrznym. Rzeczpospolita z kolei w chwili wybuchu wojen z Turcją miała już za sobą ciąg katastrofalnych konfliktów. Początek dało im powstanie Chmielnickiego w 1648r., następnie wojna z Rosją, potop szwedzki, najazd Siedmiogrodzian, ponownie odrodzona wojna z Rosją i stale odnawiające się konflikty na Ukrainie. Na końcu doszedł do tego jeszcze rokosz Lubomirskiego. Wszystkie te wojny spowodowały olbrzymie zniszczenia (spadek ludności Rzeczypospolitej szacuje się nawet na 40%) i gwałtowne obniżenie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Odzwierciedleniem tego był rozejm w Andruszowie (1667r.), jaki - między innymi - w obliczu rosnącego zagrożenia tureckiego zawarły Polska i Rosja. Dzielił on należącą dotąd do Polski Ukrainę na dwie części. Jej wschodnia (inaczej lewobrzeżna tj. leżąca na lewym brzegu Dniepru) część przypadła Rosji, zachodnia pozostała przy Polsce. Układ ten miał w zamierzeniu Polski i Rosji stanowić podstawę przyszłych traktatów umożliwiających zawarcie sojuszu przeciw Imperium Osmańskiemu i Chanatowi Krymskiemu, mieszającym się od dawna do walki o Ukrainę. Spowodował też ostrą reakcję ze strony Kozaków, niezadowolonych z podziału Ukrainy i postawy obu walczących dotąd ze sobą partnerów. Wierny dotąd Polsce hetman Piotr Doroszenko już w listopadzie 1666 r. sprzymierzył się z Tatarami i wystąpił przeciw wojskom koronnym. W kilka miesięcy później wyprawił do Stambułu poselstwo z oświadczeniem, że jest gotów przyjąć protekcję sułtana. Kozacy spodziewali się po niej wiele dobrego, przede wszystkim zjednoczenia obu części Ukrainy w jedno państwo oraz swobodnego rozwoju gospodarki, kultury i religii prawosławnej. Przykład widzieli w Siedmiogrodzie, który pod protekcją sułtana przeżywał swoje "złote czasy". Turcja zajęta była wtedy wojną z Wenecją o Kretę, odpowiedziała więc dość wymijająco, wysłała jednak na pomoc Doroszence Tatarów. W sierpniu 1667 r. wtargnął na Ukrainę sułtan kałga (tj. pierwszy zastępca chana) Krym Gerej z potężną armią, we wrześniu dołączył do niego Doroszenko. Obaj uderzyli na obóz polski w Podhajcach, broniony przez hetmana Sobieskiego. Ponieśli jednak porażkę i 17 października zawarli nowy układ z Polską. Doroszenko uznał w nim władzę króla polskiego, Tatarzy stawali się znowu sojusznikami Rzeczypospolitej. Układ podhajecki był tylko wybiegiem Doroszenki obliczonym na wydostanie się z czasowej opresji. Hetman kozacki zamierzał bowiem uniezależnić się od Polski i Rosji, zjednoczyć całą Ukrainę pod swą władzą, związać się ściśle z Turcją. W styczniu 1668 r. znowu wszedł w kontakt z Turcją i Tatarami, opracował też plan opanowania podstępem Zadnieprza, gdzie hetman Iwan Brzuchowiecki wywołał powstanie przeciw Rosji. Niebawem wkroczył tam jako jego sojusznik, wypędził załogi moskiewskie, potem zaś zamordował Brzuchowieckiego. Nie utrzymał się jednak na Zadnieprzu, tamtejsi Kozacy bowiem wypowiedzieli mu posłuszeństwo. Za to w grudniu 1669 r. przeforsował na radzie w Czehryniu przyjęcie protekcji sułtana przez prawobrzeżną Ukrainę. W rezultacie w lipcu 1671 r. doszło do kolejnej wojny na Ukrainie. Kampania 1671 r. przyniosła pasmo zwycięstw dowodzonych przez Sobieskiego wojsk koronnych nad Tatarami i Kozakami. Ale w tym czasie Turcja zakończyła zwycięsko wojnę o Kretę i mogła z całą siłą zwrócić się przeciw Rzeczypospolitej. W grudniu 1671 r. sułtan Mehmed IV i wielki wezyr Fazyl Ahmed pasza zawiadomili oficjalnie dwór polski o przyjęciu zwierzchnictwa tureckiego przez Kozaków i zażądali ustąpienia wojsk koronnych z Ukrainy. Tymczasem rozdarta wewnętrznie Rzeczpospolita, targana walką stronnictwa dworskiego z opozycją magnacką, znalazła się w obliczu wojny domowej. Sejm zamiast radzić o obronie kraju, zajął się wewnętrznymi sporami, a nieudolny król Michał Korybut Wiśniowiecki skierował całą swą energię przeciw przewodzącemu opozycji Sobieskiemu. Gdy w sierpniu 1672 r. spadł na Polskę wielki najazd turecki, Rzeczpospolita w ogóle nie była przygotowana do wojny. Dowodzona przez Mehmeda IV armia osmańska zdobyła dość łatwo Kamieniec Podolski, następnie pomaszerowała na Lwów. Miasto broniło się dzielnie, ale przewaga Turków była ogromna. Nie pomogły już świetne zwycięstwa Sobieskiego nad grabiącymi kraj czambułami tatarskimi. Rzecz- pospolita przegrała wojnę i 18 października 1672 r. podpisała haniebny układ w Buczaczu, w którym utraciła Ukrainę oraz Podole z Kamieńcem i zobowiązała się do wypłaty haraczu sułtanowi. Także Lwów musiał złożyć okup Turkom. Przed bitwą chocimską: Dopiero tak straszliwa klęska wyrwała Polaków z letargu. Zresztą nie od razu, bo jeszcze przez kilka miesięcy wisiała nad krajem groźba wojny domowej. W końcu jednak, w marcu 1673 r. opozycja pogodziła się z królem, a sejm wiosenny zgodnie jak nigdy odrzucił warunki pokoju podyktowane przez Turcję i postanowił kontynuować wojnę, uchwalając na jej prowadzenie odpowiednie podatki. Sobieski przedstawił na nim swój memoriał w sprawie polityki zagranicznej Polski i wojny z Turcją. Radził w nim utworzenie ligi antytureckiej obejmującej Polskę, Austrię i Moskwę, wywołanie powstania wśród ujarzmionych przez Osmanów ludów bałkańskich, przeciągnięcie na polską stronę Kozaków Doroszenki, wystawienie na wojnę 60-tysięcznej armii zawodowej, nowocześnie zorganizowanej i wyposażonej. Niebawem jednak okazało się, że rachuby na pomoc z zewnątrz są płonne, a pobór podatków idzie opieszale. Ostatecznie zamiast 7 mln zł zebrano tylko 4 mln, co pozwoliło na wystawienie 37 500 żołnierzy koronnych i 9000 litewskich. Mimo trudności, w 1673 r. "społeczeństwo szlacheckie" zdało egzamin z realizmu politycznego, z kultury politycznej i obywatelskiej. Znalazły się pieniądze na wystawienie odpowiedniej siły militarnej". Kraj został dobrze przygotowany do walki. Inaczej było po stronie tureckiej. Wyczerpana po kampanii 1672 r. armia osmańska została zaskoczona zbrojną akcją wojsk Rzeczypospolitej. Wprawdzie Mehmed IV zdecydował się na kontynuowanie wojny i rozpoczął już mobilizację armii, ale tym razem postępowała ona opieszale. Dopiero 8 lipca sułtan wymaszerował z Adrianopola (dziś Edirne) na czele niewielkich stosunkowo sił, pochód odbywał się jednak w wolnym tempie. W końcu września siły Osmanów dotarły wreszcie nad Dunaj. Ponieważ pora na rozpoczęcie działań była już niestosowna, a armia raczej niewielka, dowództwo tureckie zrezygnowało z akcji zaczepnej i rozpuściło swe oddziały na leża zimowe. Zarazem jednak postanowiło częścią sił bronić swych zdobyczy z poprzedniego roku. W tym celu już na początku lipca bejlerbej Sylistrii Husejn pasza wraz z wojskami swojej prowincji zajął dawny obóz polski pod Chocimiem. Stopniowo jego oddziały wzmacniano. Jednocześnie w pobliskim Kamieńcu Podolskim stanął silny, 10-tysięczny garnizon pod wodzą Halila paszy. W 1673 r. nie wystąpili do walki Tatarzy, zaatakowani w swych siedzibach przez wierną Polsce część Kozaków oraz Kałmuków, napływających ze wschodu. Nie mieli zresztą żadnego interesu walczyć po stronie Turków. Bakczysaraj traktował Ukrainę jako domenę wpływów tatarskich, źródło łupów i napływu niewolników. Podporządkowanie Ukrainy sułtanowi pozbawiło Krym tych korzyści, wyrugowało stamtąd wpływy tatarskie. Dlatego orda zachowała się biernie. Również Doroszenko nie stawił się na wojną ze swymi Kozakami, zbytnio zresztą nie ponaglany przez Turków. Jedynym niemiłym dla Sobieskiego zaskoczeniem było przejście wiernego dotąd Polsce atamana Michała Chanenki na stronę Moskwy. Wojska koronne skupiały się najpierw pod Hrubieszowem, następnie pod Glinianami i Skwarzawą w pobliżu Lwowa. 8 października chory król Michał dokonał przeglądu wojsk zgromadzonych na popisie. Wypadł on okazale. Brakło jeszcze tylko Litwinów, którzy gromadzili się pod Beresteczkiem. 9 października na radzie wojennej w obozie wojsk koronnych postanowiono wymaszerować w kierunku Trembowli, połączyć się z Litwinami i wspólnie wtargnąć do Mołdawii, by rozbić stojące tam siły tureckie. Koncepcja podjęcia działań zaczepnych została przyjęta pod wpływem argumentów Sobieskiego. 11 października wojska koronne wymaszerowały spod Glinian. Pochód odbywał się w szyku ubezpieczonym ze względu na niebezpieczeństwo zagrażające ze strony załogi Kamieńca Podolskiego. Ponieważ Litwini się spóźniali, hetman wielki koronny nie czekając na nich zarządził 26 października przeprawę przez Dniestr. Odbyła się ona pod wsią Łuka i trwała cztery dni. Polacy mieli wówczas już dość dokładne wiadomości o nieprzyjacielu. Przeceniali jedynie stojące koło Cecory siły bejlerbeja Aleppo (dziś Haleb w Syrii) Kapłana Mustafy paszy, liczące faktycznie tylko kilka tysięcy żołnierzy. Sobieski postanowił uderzyć na najsilniejsze zgrupowanie przeciwnika stojące w Chocimiu, a po jego rozbiciu zwrócenie się przeciw paszy syryjskiemu. Zaplanował więc śmiałe działania po liniach wewnętrznych nieprzyjaciela. Po drodze, podczas przeprawy przez Dniestr, spotkał posła Mehmeda IV wiozącego listy i kaftan - znak poddaństwa - dla króla Michała. Potraktował Turka uprzejmie i skierował do Lwowa, gdzie przebywał monarcha. Pod Łuką Polacy spotkali się z Litwinami, dowodzonymi przez zajadłego przeciwnika Sobieskiego, hetmana wielkiego Michała Paca. Na radzie wojennej wódz litewski domagał się odpoczynku dla swych zmęczonych długim marszem oddziałów, Sobieski sprzeciwił się jednak opóźnianiu działań ze względu na zbliżające się słoty i chłody jesienne. "Wchodzę w nieprzyjacielską ziemię, z której pierwej nie wynijdę, aż albo szczęśliwie za błogosławieństwem Pańskim nieprzyjaciela zniosę, albo chwalebnie za ojczyznę głowę położę" oświadczył zdecydowanie. Rad nie rad Pac musiał ustąpić. Wojska polsko-litewskie pomaszerowały teraz do Bojan nad Prutem, po czym dokonały zwrotu na północ i traktem z Jass wyszły na Chocim. Warunki marszu były nadzwyczaj trudne. Wojsko posuwało się "niebezpiecznymi i okropnymi lasami", po podmokłym i nierównym terenie, w strugach deszczu, o głodzie i chłodzie. Ponieważ skończył się już żołd, wielu malkontentów zaczęło domagać się powrotu do kraju. Sporo ludzi dezerterowało. Sobieski jak mógł, tak podtrzymywał nastroje, obiecywał żywność, paszę i bogate łupy w obozie tureckim, zapewniał, że wszyscy wrócą niebawem z wyprawy jako sławni zwycięzcy. W miarę zbliżania się do nieprzyjaciela nastroje żołnierzy zmieniały się, wszyscy nabrali ochoty do walki. Tempo marszu było jednak powolne, trasę z Glinian pod Chocim, wynoszącą około 300 km, wojsko przebyło w ciągu miesiąca. 9 listopada armia polsko-litewska dotarła pod Chocim. Powitał ją huk armat tureckich. Teren działań wojennych: Obóz Husejna paszy leżał na płaskowzgórzu wznoszącym się nad całą okolicą. Frontem zwrócony był na południowy zachód, prawym skrzydłem sięgał do miasteczka Chocim i do zamku. Dawne umocnienia polskie z 1621 r. zostały odrestaurowane i uzupełnione przez Turków. Z obozu wiodły drogi do Jass i Czerniowiec. Miejsce do obrony było dobrze wybrane. Od wschodu bronił obozu Dniestr, od północy i od południa głębokie jary o urwistych, stromych zboczach. Strona zachodnia była natomiast zupełnie odsłonięta, wzniesiono więc tam silne umocnienia w postaci wału i fosy. Paromiesięczny postój pozwolił Turkom podjąć większe roboty przy pogłębianiu fos i umacnianiu wałów; sypano je "ledwie nie po olendersku albo szwedzku". Dla lepszego zabezpieczenia usypano także szańce przed jarami od strony północnej i południowej. Na Dniestrze zbudowano most pontonowy w celu utrzymania komunikacji z Kamieńcem i wzniesiono szańce na lewym brzegu rzeki. Na północy most zwodzony, przerzucony ponad jarem, łączył obóz ze starym zamkiem murowanym, pochodzącym jeszcze z XIVw. Siły przeciwników: Obie strony miały po około 30 tys. żołnierzy, ale Turcy byli wypoczęci, dobrze odżywieni, zaopatrzeni w amunicję. Mogli także liczyć na współdziałanie ze znajdującymi się nieopodal zgrupowaniami (w Kamieńcu Podolskim 8-10tys., nieopodal Jass dalszych 3-4tys.). Dysponowali także 50 działami. Polacy mimo, że zaczynali pochód ze znacznie liczniejszą armią, pod Chocimiem dysponowali tylko niecałym 30-to tysięcznym wojskiem i 65 działami. Po drodze bowiem część oddziałów obsadziła zajęte w trakcie pochodu miejscowości na Podolu i w Mołdawii, niektóre z nich pomaszerowały pod Jassy, by szachować stojące tam siły Kapłana Mustafy paszy. Także dezercje i choroby wpływały na zmniejszenie liczebności polskiej armii. A oto jak przedstawiał się skład wojsk polskich (wg Jana Wimmera): Husaria - 12 jednostek o łącznej liczbie 1690 koni Arkabuzeria - 3 jednostki o łącznej liczbie 342 koni Pancerni (jazda kozacka) - 109 jednostek o łącznej liczbie 11 055 koni Jazda wołoska - 19 jednostek o łącznej liczbie 1619 koni Piechota typu cudzoziemskiego (tzw. cudzoziemskiego autoramentu) - 23 jednostki o łącznej liczbie 7988 porcji Piechota typu węgierskiego (inaczej polskiego) - 4 jednostki o łącznej liczbie 500 porcji Dragonia - 19 jednostek o łącznej liczbie 5828 porcji W sumie - 189 jednostek czyli 29 022 koni i porcji Bitwa "Turcy nie chcieli z wojskiem wyniść w pole, tylko od obozu o strzelenie z łuku harcem się z nami ucierali, na którym zginęło kilkaset koni. Po tym zaś wojska nasze zeszły z pola do taborków swoich, ćwierć mili zostawiwszy straż przed- nią placową na tym miejscu, gdzie wojsko [podczas harców - przyp.] stało". Pod osłoną harcowników napływały pod Chocim dalsze oddziały maszerujące w wielokilometrowej kolumnie. 10 listopada odezwała się polska artyleria kierowana sprawnie przez gen. Marcina Kątskiego. Pod osłoną ognia działowego Sobieski ustawił wojsko do bitwy. Osaczył obóz przeciwnika szerokim łukiem, którego skrzydła dochodziły do samego Dniestru. Od prawej strony zajęły miejsce kolejno pułki: strażnika koronnego Stefana Bidzińskiego, wojewody ruskiego Stanisława Jabłonowskiego, Jana Sobieskiego, hetmana polnego Dymitra Wiśniowieckiego. Przed jazdą owych pułków zajęła stanowiska piechota, dragonia i działa. Na lewym skrzydle ustawiły się od prawej strony pułki: wojewody kijowskiego Andrzeja Potockiego, wojewody sieradzkiego Szczęsnego Potockiego, Litwini Paca i hetmana polnego Michała Kazimierza Radziwiłła, szwagra Sobieskiego. Przed nimi również stanęła piechota i artyleria. Ponieważ Turcy nie zamierzali wyjść w pole i chcieli bronić się za wałami, Sobieski postanowił wziąć obóz szturmem. Zadanie to było jednak bardzo trudne. Husejn pasza obsadził wały piechotą i działami, jazdę ustawił w głębi obozu jako odwód. Sam obóz był istną pułapką dla atakujących. "Tabor turecki przy nieporządnem rozstawieniu namiotów, mnóstwie sznurków, kołków, przegród i jam latrynowych przedstawiał prawdziwy labirynt, w którym tylko Turek mógł się zorientować. Służył też czasem za pułapkę dla nieprzyjaciela, gdy ten wpadł do taboru i rozproszył się za łupem, bo wtedy Turcy opuściwszy obóz zawracali i znosili go pojedynczo". Ustawione w szyku bojowym oddziały zbliżyły się do obozu przeciwnika. Wtedy Mołdawianie z hospodarem Stefanem Petriceicu przeszli na polską stronę. Sobieski kazał im usunąć się z pola bitwy, co skwapliwie uczynili nie chcąc walczyć po stronie swych ciemięzców. Z szeregów armii Husajna paszy ubyło 5 do 6 tys. żołnierzy. Przed bitwą wódz turecki wysłał do Kamieńca część zbędnych w obozie wozów taborowych, by mieć więcej miejsca w obozie. Mimo to Turcy byli tu bardzo stłoczeni, co utrudniało im każdą próbę przegrupowania sił lub przeprowadzenia kontrataku, a także narażało na duże straty od ognia artylerii polskiej. Przed wieczorem część Kozaków i piechoty koronnej na prawym skrzydle uderzyła na obóz turecki. Atak ten, nie wsparty przez inne oddziały i artylerię, załamał się dość szybko, a dowodzący nim płk Jan Motowidło padł podczas walki. Wieczorem cały szyk polski zbliżył się do wałów tureckich. Podciągnięto też ku nim armaty. Widząc to Turcy obsadzili szybko wały i czekali w pogotowiu na polskie natarcie. Sobieski jednak nie wydał rozkazu do ataku. Wkrótce nadeszła ciemna, zimna noc, rozhulał się wiatr, spadł gęsty śnieg. Przez całą noc wojsko polsko-litewskie stało cierpliwie w szyku znosząc z heroizmem trudne warunki atmosferyczne. Sam Sobieski także spędził noc przy lawecie armatniej, od czasu do czasu przechadzając się dla rozgrzewki między szeregami żołnierzy. Turcy znieśli zimną noc znacznie gorzej niż Polacy. Rankiem 11 listopada oczom żołnierzy Sobieskiego ukazały się znacznie przerzedzone wały tureckie. Okazało się, że wielu Turków nie wytrzymało zimna i opuściwszy swe stanowiska poszło do namiotów ogrzać się i posilić. Wtedy Sobieski wydał rozkaz do ataku. O godzinie 7.00 osobiście poprowadził na wały oddziały koronne, po czym zatrzymał się na odległość strzału pistoletowego od pozycji nieprzyjacielskich i kierował natarciem. Najpierw uderzyła piechota i dragonia na prawym skrzydle, gdzie hetman skupił najlepsze oddziały. Zaskoczeni nagłym atakiem Turcy zostali dość szybko zepchnięci z szańców i popędzeni w głąb obozu. Wtedy piechurzy i dragoni chwycili za rydle i jęli rozkopywać w kilku miejscach wały, by dać drogę do natarcia jeździe. Część z nich podjęła walkę z kontratakującą jazdą osmańską. Ta nacierała bezładnie niezorganizowanymi grupami, nie mogąc z powodu ciasnoty rozwinąć swych szyków, ani zebrać się w porę w jednym miejscu. Dlatego ataki te piechurzy dość łatwo odpierali. Widząc sukces piechoty, hetman wielki koronny pchnął do walki jazdę z pułków Bidzińskiego i Jabłonowskiego. Obaj ci wodzowie obeszli wąwóz, za którym stały ich jednostki i nagle wpadli do obozu tureckiego, siejąc panikę i zniszczenie. W plątaninie namiotów, sznurów i kołków rozgorzała walka jazdy, w której Polacy radzili sobie nadzwyczajnie i wykazywali doskonałą orientację. Turcy jednak nie ustępowali i wciąż kontratakowali. Niebawem i z lewego skrzydła dały się słyszeć zwycięskie okrzyki. To Litwini z Pacem i Radziwiłłem na czele wdarli się do obozu tureckiego i torując sobie drogę pałaszami posuwali się do przodu. Wtedy Turcy załamali się i ruszyli bezładną masą w stronę mostu na Dniestrze. Litwini wsiedli im na karki i tnąc uciekających pędzili za nimi w kierunku rzeki. Wydawało się już, że losy bitwy są przesądzone. Ale w tym momencie nastąpił niespodziewany, rozpaczliwy kontratak jazdy bośniackiej, dowodzonej przez bejlerbeja Solimana paszę. Turcy, a raczej zislamizowani Słowianie, wypadli bramą na drogę wiodącą do Jass, gdzie natknęli się na pułki jazdy Wiśniowieckiego i Andrzeja Potockiego, stojące dotąd w odwodzie. Gwałtowne natarcie Polaków wpędziło przeciwnika z powrotem do obozu. Część uciekających Turków przypadła w pobliże pocztu Sobieskiego, ale stojące w odwodzie cztery chorągwie husarii natychmiast pospieszyły mu z pomocą. Bośniacy zostali zpechnięci "do głębokiej i wąskiej między skałą przerwy, gdzie z końmi łby połamali". Teraz rozbita armia nieprzyjacielska rzuciła się w stronę zbawczego mostu na Dniestrze. Ale wtedy przecięli jej drogę Litwini Radziwiłła, którzy pierwsi dotarli do przeprawy. Wkrótce zbombardowany przez działa polskie most zawalił się, pogrążając w zimnych nurtach setki jeźdźców. Część przerażonych próbowała ratować się, skacząc z wysokiego brzegu do wezbranej po jesiennych deszczach rzeki. Daremnie jednak próbowali ją przepłynąć! "Było tam co widzieć, jak ginęli z srogiej skały w Dniestr skacząc" - zapisał stolnik żytomierski, Jan Tuszyński. Osaczona ze wszystkich stron armia Husejna paszy padła pod mieczem zwycięzców, hańba Buczacza została zmyta krwią jej żołnierzy. Straty Turków były ogromne. "Janczarzy, których było 8 tysięcy, są prawie wszyscy wycięci-pisał rezydent cesarski w Warszawie, J. Stoma. - Dwadzieścia kilka dział, wiele sztandarów i chorągwi, w sumie cały obóz ze wszystkim" dostały się w ręce zwycięzców. Zginęło również 8 tys. wyborowych spahisów. Padli na polu bitwy bejlerbejowie Rumelii, Siwasu, Bośni i Salonik. Z pogromu uratowało się około 5 tys. spahisów, którzy dotarli do mostu jeszcze przed jego zawaleniem, a także kilkanaście tysięcy "pośledniejszego ludu", a więc i czeladzi. Sam Husejn pasza ocalał, ale niebawem otrzymał od sułtana jedwabny sznurek, znak rozkazu popełnienia samobójstwa. Zwycięstwo nie przyszło jednak łatwo. "Z naszego wojska, jako w tak ciężkim czasie, niemało dobrych junaków zginęło - pisał po bitwie hetman do małżonki. - Kopii większa skruszona połowa (...) bo tak mężnych ludzi, jako to było tureckie wojsko, wiem, że wieki nigdy nie miały, i już będąc w taborze, po dwa razy byliśmy bliscy przegranej, ale rezolucja ekstraordynaryjna i sprawa dobra, osobliwie husarskich chorągwi, wytrzymała i zwyciężyła (...) Pomimo to zginął nieprzyjaciel we dwóch godzinach. Starszyzna prawie wszystka zginęła, trzech paszów już na placu znaleziono, drudzy żywcem wzięci (...) Namiotów, koni tureckich, wielbłądów, mułów, sreber, złota co niemiara wpadło w łup wojska naszego i piechota, której wielkie męstwo i wielką każdy musi przyznać rezolucję, przez kilka dni nie mając co w gębę włożyć, teraz sobie w nieprzyjacielskim odpoczywa obozie, przeszłych fetując głodów i niewczasów". Zwycięska bitwa kosztowała Polaków i Litwinów 1200-1500 zabitych, w tym sporo oficerów, a także wielu rannych. Padło też dużo koni. 13 listopada poddał się zamek chocimski wraz z ocalałymi niedobitkami z bitwy, którzy w jego murach znaleźli schronienie. Na wiadomość o klęsce Turków Mustafa Kapłan pasza wycofał się czym prędzej spod Cecory. Zwycięskie wojska Rzeczypospolitej pomaszerowały w głąb Mołdawii i dotarły do Prutu, ale z powodu pustek w skarbie i odejścia Litwinów musiały niebawem stąd się wycofać. Do wojska dotarła już wieść o śmierci Michała Korybuta Wiśniowieckiego (10 listopada we Lwowie), co oznaczało nową wolną elekcję. Sobieski musiał przecież być na niej obecny! Dlatego, pozostawiwszy garnizony w kilku miastach mołdawskich oraz część oddziałów pod blokowanym przez Polaków Kamieńcem Podolskim, powrócił z resztą wojska do kraju. Wspaniała wiktoria chocimska nie została wykorzystana militarnie, ani politycznie, przesą- dziła jednak o wyborze na tron Jana Sobieskiego. Wojna z Turcją toczyła się nadal. W 1674 r. Jan III odbił z rąk Turków znaczną część Ukrainy, w tym Bar, Bracław i Winnicę. Ale w 1675 r. spadł na Polskę kolejny najazd dużych sił osmańskich. Nieprzyjaciel zajął znaczną część Podola, jednak utknął pod dzielnie bronioną Trembowlą. Natomiast główne siły tatarskie skierowały się pod Lwów, gdzie król skupił swą armię. Tu 24 sierpnia Sobieski zadał ciężką klęskę ordzie. Turcy musieli wycofać się z Polski. W 1676 r. Jan III po raz kolejny stawił czoło nieprzyjacielowi pod Żórawnem. Długotrwała obrona obozu polskiego zakończyła się sukcesem. 17 października Turcy musieli zawrzeć rozejm z Rzeczpospolitą i zrezygnować z haraczu. Ale Podole, Kamieniec i Ukraina pozostały w ich rękach. Polska odzyskała tylko kilka miejscowości. Konflikt z Imperium Osmańskim nie został zażegnany. Ocena bitwy Sobieski przejął w tej wojnie inicjatywę i śmiałym manewrem po liniach wewnętrznych przeciwnika, zaskoczył Turków. Zgodnie ze staropolską sztuką wojenną dążył do wygrania wojny przez wyeliminowanie sił żywych wroga. Wybierając za cel głównego ataku najliczniejsze ugrupowanie, dążył do zadania decydującego ciosu. Zadanie miał jednak niesłychanie trudne. Warto przypomnieć, że w miejscu w którym teraz okopali się Turcy, przed laty (tzn. w 1621r.) wojska polskie potrafiły bronić się przez 6 tygodni przed dwukrotnie liczniejszym przeciwnikiem. Wtedy Turcy nie mogąc przełamać polskiej obrony musieli się wycofać. Sobieski potrafił znakomicie poradzić sobie w tej sytuacji. Wykorzystanie fortelu polegającego na wystawieniu mało odpornych na chłód żołnierzy tureckich na zimną listopadową noc (silny mroźny wiatr i opady śniegu), połączone z atakiem w odpowiednim momencie (gdy część Turków zeszło z posterunków ogrzać się i posilić) stało się podstawą sukcesu. Mimo męstwa i poświęcenia tureckich żołnierzy, Sobieski w ciągu niecałych 2 dni potrafił zdobyć mocno ufortyfikowany i dobrze zaopatrzony obóz wroga, przy liczbie wojsk własnych równej obleganym! Rola husarii W bitwie chocimskiej liczba husarii nie przekraczała 2tys. Po gwałtownym spadku liczebności husarii w latach wojen kozackich i "potopu" szwedzkiego, gdy ilość husarii wynosiła często zaledwie kilkaset koni, Sobieski - znając jej nieocenioną wartość - podjął się dzieła odbudowania tej formacji (Tak mała liczba husarzy w poprzednim okresie, była skutkiem długotrwałych działań wojennych i olbrzymiego zniszczenia kraju, powodującego ubożenie szlachty, która nie była już w stanie wydawać olbrzymich sum potrzebnych na wyposażenie husarskiego pocztu).Dzięki jego-najpierw hetmana, później już króla polskiego-staraniom, szeregi husarii systematycznie wzrastają. Za czasów Sobieskiego właśnie, przeżywa husaria swoje odrodzenie, ponownie zadziwiając świat swoimi walorami. Pod Chocimiem wykazała się nimi w pełni. Zgodnie ze swoim przeznaczeniem wykonała przełamujące uderzenie. Aby było ono możliwe, piechota musiała zdobyć wały i przygotować teren do szarży. Swoje zadanie wykonała znakomicie, otwierając drogę dla chorągwi jazdy. Wdzierając się do obozu i niszcząc ugrupowania nieprzyjaciela, husaria po raz kolejny wykazała się swoją przydatnością. Zasłużyła sobie nawet na specjalne pochwały Sobieskiego. Jednak trzeba podkreślić, że nie byłoby to możliwe bez zgodnego współdziałania różnego rodzaju wojsk. Sobieski doprowadził to współdziałanie do perfekcji. I to było jednym z podstawowych źródeł jego wielkich sukcesów. ***
|